niedziela, 11 listopada 2018

Renomowani najemnicy wracają do akcji - „Królowie Wyldu” Nicholas Eames


*Królowie Wyldu*
Nicholas Eames

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Kings of the Wild
*Gatunek:* fantastyka
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2018
*Liczba stron:* 528
*Wydawnictwo:* Rebis

"Historia jest jak toczące się koło. Taka właśnie jest, pomyślał z goryczą Clay. Obraca się i obraca, mieląc nas na proch."
*Krótko o fabule:*
Clay Cooper i członkowie jego grupy niegdyś zasłynęli jako najokrutniejsi najemnicy, najlepsi z najlepszych w tej części Wyldu. Dni ich chwały dawno przeminęły, a oni sami oddalili się od siebie, rozpili się, przytyli i zestarzeli. Pewnego dnia na progu Claya pojawia się jego dawny kompan, Gabriel. Prośba, z którą przybywa, dotyczy misji, jakiej może się podjąć tylko ktoś bardzo odważny bądź bardzo głupi.
- opis wydawcy


*Moja ocena:*
Któż nie lubi słuchać historii o nieustraszonych bohaterach - pięknych, młodych, pełnych wigoru i energii, do których dziewczyny nocą wzdychają, a chłopcy zazdroszczą i pragną być tacy jak oni? W fantastyce możemy znaleźć całe mnóstwo takich postaci pierwszoplanowych, jesteśmy do nich już przyzwyczajeni i rzadko zdajemy sobie sprawę z tego jak wyświechtany jest to pomysł na protagonistów. Dopiero po przeczytaniu debiutu literackiego Nicholasa Eamesa uderzyło mnie jak dobrze czasami towarzyszyć w fantastycznych przygodach trochę innym bohaterom.

Królowie Wyldu podbili zagraniczny rynek książkowy. Nicholas Eames zdobył za swoją powieść garść nagród i wygrał kilka plebiscytów, a na zagranicznych portalach literackich pozycja ta ma naprawdę dobre oceny. W Polsce jakoś o niej ciszej, ale mam nadzieję, że to się zmieni i więcej osób dołączy do fanów Sagi. Tak jak dołączyłam i ja.

Kiedy wymuskanych młodzianów zastępują emerytowani najemnicy można spodziewać się różnych scenariuszy, a autor wybiera najlepszy z możliwych. Ci starzy wyjadacze dają radę lepiej niż niejeden nastolatek! Prawda, że czasami im w plecach coś chrupnie albo brzuszek piwny przeszkodzi we wspinaniu się na wzgórza, ale z ich wnętrza bucha prawdziwy ogień. I temperatura nie spada w tej powieści ani na chwilę - akcja jest wartka, a każdy rozdział przynosi nowych bohaterów i emocjonujące przygody. W tej kwestii to taka typowa fantastyczna powieść drogi, w której postacie podczas podróży do celu natykają się na różne przeszkody do pokonania. A ja tęskniłam za tego typu rozrywkową lekturą.

Świat przedstawiony jest może dość sztampowy - mamy tajemniczy, budzący trwogę las, w którym roi się od potworów, kilka grodów, rządzonych przez majętnych władców i naglący problem - oblężoną przez hordę Castię. Głowy rodów zastanawiają się czy wysyłać posiłki na ratunek czy pozwolić miastu upaść. Naszym bohaterom bliższa jest inna sprawa - na czele ostatniej linii obrony Castii stoi Rose, córka Gabriela z niegdyś najlepszej grupy najemników, czyli Sagi. A żeby było jeszcze ciekawiej, to aby dostać się do miasta trzeba oczywiście przejść przez najeżony potworami las. Stwory natomiast przypominają postaci z gier RPG. Co prawda w najbardziej znaną, Dungeons&Dragons nie miałam okazji grać, ale kobolty i wywerny okupowały także świat Warcrafta.
sporo jest fan artów z książki, ale ten bawi mnie najbardziej, autorstwa Aurry Tan, źródło

Siła powieści Nicholasa Eamesa tkwi niezaprzeczalnie w kreacji bohaterów, a szczególnie pierwszoplanowego, Claya Coopera. Kiedy go poznajemy pracuje jako strażnik na murach miasta, stara się uciułać z żoną na otwarcie gospody, a wieczorami słucha opowieści swojej dziewięcioletniej córki o złapanych nad rzeką żabach. Wydawać by się mogło, że trudno o nudniejszego jegomościa. Tym bardziej zadziwiają odkrywane powoli historie z jego przeszłości, a kiedy zbliża się koniec powieści z czystym sercem przyznałam, że to jeden z najlepszych bohaterów we współczesnej fantastyce. Cichy, na większość pytań odpowiadający wzruszeniem ramion, ale zarazem na wskroś dobry, pomocny i kochany. Oczywiście nie moglibyśmy poznać bliżej jego charakteru, gdyby nie zestawienie go z resztą członków Sagi. Autor postarał się, żeby każdy był barwny na swój sposób. Złoty Gabriel, który niegdyś był niejako liderem grupy, teraz wydaje się szarą myszką, która musi się ukorzyć i poprosić o pomoc w ratowaniu córki. Korg, ekscentryczny mag, któremu zdarzają się liczne pomyłki podczas rzucania czarów, ale zarazem jest genialnym wynalazcą. Matrick, zaglądający za często do butelki, który za sprawą dobrego mariażu został królem jednego z grodów. I Ganelon, o którym lepiej za wiele nie pisać, żeby nie zdradzić niespodzianki. A każdy z nich ma zdolności, które połączone tworzą element, dzięki któremu okrzyknięto ich najlepszą grupą najemników wszech czasów.

Mając na podorędziu takich bohaterów nie możemy się nudzić. Korg i Matrick dokładają porcję humoru, ale przede wszystkim wśród Sagi wyczuwalna jest prawdziwa więź rodzinna. Mimo tego, że lata świetności dawno mają już za sobą decydują się na podróż wgłąb przerażającego, pełnego potworów Wyldu w szczytnym celu. Zostawiają swoje życie codzienne, zbierają manatki i idą, bo kiedy rodzina potrzebuje pomocy to trzeba stawić się na wezwanie. Piękny jest moment podczas bitwy, w którym wyznają sobie braterską miłość. Naprawdę ciężko nie polubić tej zgrai podstarzałych łobuzów.

Jeżeli zajrzycie na oryginalną okładkę książki to zobaczycie, że czcionka, jaką wypisany jest tytuł, przywodzi na myśl te, którymi wypisywane są nazwy dużych zespołów rockowych. W treści ukryte są bowiem odniesienia do tego typu muzyki lat 80tych. W polskim przekładzie sprawa ma się trochę inaczej, ale podejrzewam, że budzi podobne emocje. Robert J. Szmidt poradził sobie z przeniesieniem świata Eamesa na nasze rodzime poletko i dzięki temu możemy spotkać na kartach powieści takie postaci jak Gerald Biały Wilkor i grupy najemników o nazwach: Ich Stroje, Czerwone Topory, Poparzeni Magmą Trzy.

Jest w Królach Wyldu taka scena: bohaterowie wychodzą na arenę walczyć z chimerą, następuje ładna ekspozycja każdego z nich, opis noszonej broni, pancerzu, no - high fantasy pełną gębą. Opis jednak kończy się tym, że otwierają się wrota do legowiska chimery, a Clay Cooper nie wytrzymuje i zwraca swoje śniadanie przed milionami gapiów, bo dzień wcześniej z chłopakami za dużo wypili. I taka jest właśnie ta książka - łączy to, co kochamy w typowym fantasy z humorem i odmiennymi bohaterami. Po przebrnięciu przez pierwsze sto stron możemy już rozkoszować się w pełni światem, wykreowanym przez Eamesa. Ja na pewno do niego wrócę na drugą część.

Moja ocena: 8/10


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu REBIS.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka