niedziela, 12 sierpnia 2018

Micha filmów

Dawno tutaj mnie nie było, a jeszcze dawniej nie było wpisu o filmach. Trochę przez to, że po prostu nie miałam czasu na oglądanie, trochę przez brak chęci do pisania. Dlatego dzisiaj kilka słów o świeższych seansach i w telegraficznym skrócie o wcześniej obejrzanych. Zapraszam.

Jeżeli się zastanawiacie dlaczego tak różne filmy mają taką samą ocenę to odsyłam do wpisu: MÓJ SYSTEM OCENIANIA


Kometa (2014)

źródło
Przypadkowe spotkanie dwójki młodych ludzi prowadzi do burzliwej relacji i trwającego sześć lat związku między Dellem (Justin Long) i Kimberly (Emmy Rossum). 
Wiele razy natknęłam się już na screeny z tego filmu i za każdym razem stwierdzałam, że to może być coś dla mnie. Kiedy w końcu go włączyłam mój zapał jakby się wypalił. Odebrałam go raczej jako zwykłą historię miłosną bez żadnych fajerwerków. Wydawało się jakby reżyser chciał spróbować czegoś mniej oczywistego, ale tych dziwnych elementów było za mało w kontekście całości, a przez to film określić mogę tylko jako niezły. Na pewno na plus działa ciekawe prowadzenie kamery i miła kolorystyka zdjęć. Scenariusz ma kilka bardzo mocnych momentów, ale te w większości można zobaczyć na screenach z cytatami w Internecie. Podobał mi się pomysł z zaburzeniem chronologii, ale trochę się zepsuł kiedy całość zaczęła się składać w jeden obrazek - wolałabym coś bardziej niedopowiedzianego. Aktorsko jest dobrze - główna para charyzmatyczna i charakterystyczna, ale zabrakło tej dodatkowej iskry, która pozwoliłaby nam zapałać do nich większą sympatią. Podsumowując, jest to trochę film, który został zniszczony przez moje oczekiwania co do niego, a szkoda. Może warto do niego podejść z czystą głową, wtedy może zaskoczy? Jak sprawdzicie, to dajcie znać.

Moja ocena: 6/10



Han Solo: Gwiezdne wojny - historie (2018)

źródło

Ten film to taka geneza powstania legendy Hana Solo (Alden Ehrenreich) - zobaczymy gdzie się wychował, jak poznał swoich kompanów, dlaczego postanowił zostać przemytnikiem. 
Najnowszy film z uniwersum Gwiezdnych Wojen już niemal zniknął z repertuarów kin, ale mnie udało się jeszcze go zobaczyć. W międzyczasie nasłuchałam się wielu narzekań, że odstaje od całej reszty. No i faktycznie, tak jest. Nie zrozumcie mnie źle - ta filmowa opowieść o Hanu Solo jest całkiem niezła, ogląda się dobrze, ale brakuje jej dodatkowej nutki ekscytacji, którą wywoływały inne historie Gwiezdnych Wojen. Wydaje mi się, że wszystko przez obranie dość bezpiecznej drogi i skupienie się na fanach, do tego stopnia, że brakowało w tym jakiejś zabawy. Wręcz wydawało mi się, że na siłę starano się wrzucić w film nawiązania do tego, co znamy, np. fragment rozmowy, w której dowiadujemy się dlaczego Han mówi do kompana Chewie. Całość wypada jako dobry film przygodowy, lekkie kino akcji, bez jakichkolwiek dodatkowych zachwytów. Najbardziej chyba podobał mi się Lando, pokazał charakter, miał ciekawą relację ze swoim robotem, no i jego pelerynki zdecydowanie rządzą. Jeżeli chodzi o Aldena, to chociażby ze skóry wyłaził nie uwierzę w jego Hana Solo (jednak Ford to Ford). Trzeba jednak przyznać, że ten aktor ma w sobie czar i jego uśmiech rozbraja (wciąż, to jednak nie Han Solo).  Emilia Clarke natomiast wypada jakoś sztywno (pomysł na rozwinięcie tej postaci też słabo mi się spodobał). Ogólnie miły film przygodowy na niedzielne popołudnie, ale odstający od innych produkcji z uniwersum Gwiezdnych Wojen

Moja ocena: 6/10


Sin City - Miasto Grzechu (2005)

źródło
Trzy historie, których akcja rozgrywa się w Basin City - Mieście Grzechu - będącym siedliskiem prostytutek, przestępców i skorumpowanych obrońców prawa.
Jeden z filmów, który uważa się już za klasykę kina gatunkowego, a także za najlepiej zrealizowaną ekranizację komiksu. Słyszałam o nim wiele, ale przez długi czas odstraszała mnie wizja brutalności tego świata. Postanowiłam się jednak przemóc i cóż... ten seans to na pewno było oryginalne przeżycie. 
Sama realizacja naprawdę robi wrażenie. Podobno wszystko nagrywane było na greenscreenie, a cały świat powstawał w postprodukcji. Wyszło bardzo ciekawie - wręcz wydaje nam się, że przeglądamy strony komiksu przewracane w odpowiednim tempie. Na pewno trzeba zauważyć, że faktycznie film przeznaczony jest dla widzów dojrzałych - sporo tam nagości, a trupy ścielą się bardzo gęsto. W reżyserię filmu oprócz Roberta Rodrigueza i Franka Millera (autora komiksów) zaangażowany był również Quentin Tarantino, więc ilość przelanej krwi jest, jaka jest. 
Ogólnie, film szczególnie do mnie nie trafił. Miał kilka mocnych momentów, kilka bardzo dobrych ról aktorskich (szczególnie pasował Rourke, ale świetny był del Toro czy Rosario Dawson), fabuła dość intrygująca, bo niby trzy odrębne historie, ale w jakiś sposób ze sobą powiązane. Jednak dla mnie to było trochę za dużo, ta forma przerosła w tym wypadku treść. Doceniam, ale się na pewno nie zakochałam

Moja ocena: 7/10


Egzamin (2016)

źródło
Dla Romea Aldei najważniejsza jest córka, która właśnie zdaje maturę i wybiera się na studia do Wielkiej Brytanii. Tuż przed egzaminami zostaje napadnięta, a ojciec próbuje zrobić wszystko, aby załatwić córce dobry wynik. 
Szybciutko przechodzimy od krwawego, iście hollywoodzkiego mordobicia do cichego rumuńskiego dramatu. Egzamin to zdobywca Złotej Palmy z Cannes za najlepszą reżyserię w 2016 roku. Jest to typowe kino festiwalowe, czyli najważniejsze to poświęcić mu sto procent uwagi i doceniać te specjalnie wydłużane ujęcia, w których możemy poczuć bijące z ekranu emocje. Egzamin skupia się na postaci zagubionego ojca, który uważa kilka swoich życiowych decyzji za błędne i nie chce, żeby takie same popełniła jego córka. Równocześnie, obok tego dramatu rodzinnego obserwujemy kondycję całego społeczeństwa. Ustawianie stołków, łapówkarstwo, koneksje - to wszystko jest tutaj na porządku dziennym. Oglądało się go naprawdę dobrze, spora w tym zasługa bardzo sprawnego prowadzenia narracji w filmie. Moim zdaniem nie było w nich zbędnych dłużyzn, a początkowy napad nadaje całości odpowiedni poziom napięcia. Aktorzy radzą sobie świetnie, trudno tutaj kogoś wyróżnić, bo wszyscy stają na wysokości zadania. To na pewno kino warte zobaczenia, może nie dla każdego, ale dajcie mu szansę.

Moja ocena: 7/10

Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (2016)

źródło
Grupa przyjaciół podczas wspólnej kolacji postanawia w ramach niewinnej zabawy upublicznić wszystkie swoje e-maile, rozmowy i wzajemnie skrywane tajemnice. 
Nie potrafię zliczyć ile razy słyszałam, że muszę obejrzeć ten film. Polecali mi go znajomi, czytałam dobre opinie na forach, ten tytuł przewijał się po prostu wszędzie. Kiedy nazbiera się taka ilość oczekiwań to czasami można się srogo zawieść. Nie w tym przypadku. 
Przede wszystkim to świetnie napisany tekst. Rzadko mam tak, że ani chwila filmu mnie nie nuży, a tutaj się udało. Mimo że faktyczna wartka akcja rozkręca się gdzieś za połową, to od początku trudno oderwać wzrok od ekranu. Bohaterowie są precyzyjnie nakreśleni, a fakt wprowadzenia gry sprawia, że na każdego patrzymy nieco bardziej podejrzliwie, zastanawiamy się jakie może skrywać sekrety. To, że jest to grupa przyjaciół podkręca atmosferę, bo wiadomo, że tajemnice ukrywane przed najbliższymi bolą najbardziej. Świetnych było kilka zwrotów akcji, kiedy już miało się coś wydać, a okazywało się, że to tylko fałszywy alarm. Czyli w skrócie: scenariusz, scenariusz, scenariusz - wspaniale napisany i wyreżyserowany, z idealnie budowanym napięciem. Oczywiście wspomnę również zakończenie, które okazało się bardzo dobrą klamrą całości. Aktorzy dobrani perfekcyjnie, trudno wybrać tutaj swojego ulubieńca. Po prostu - tak, wszyscy mają rację i ten film po prostu trzeba obejrzeć!

Moja ocena: 9/10


Zimna wojna (2018)

źródło

Historia wielkiej i trudnej miłości dwojga ludzi (Joanna Kulig i Tomasz Kot), którzy nie potrafią być ze sobą i jednocześnie nie mogą bez siebie żyć. W tle wydarzenia zimnej wojny lat 50. w Polsce, Berlinie, Jugosławii i Paryżu.
Nasz powód do dumy - za Zimną wojnę Pawlikowski zgarnął nagrodę za reżyserię w Cannes. Oczywiście, gdy tylko trafiła do kin popędziłam na seans. Ida mi się podobała, doceniam reżysera, do tego jego współpraca z Łukaszem Żalem (ponownie odpowiedzialny za zdjęcia) wywołuje u mnie falę podziwu. A Zimna wojna okazała się jeszcze bliższym mi filmem niż poprzedni obraz Pawlikowskiego. Przyznaję, że w takich przypadkach jestem niepoprawną romantyczką i jeżeli zobaczę dobry film o miłości to się rozpływam. Tak było tym razem. Chociaż muszę zauważyć, że sama historia wydaje się bardzo banalna i gdyby ktoś inny miał to samo wyreżyserować to mogłoby wyjść z tego tanie romansidło. Na szczęście tym „kimś” był Pawlikowski, który z prostej historii o miłości zrobił świetny film. Zacznę może od technicznych spraw, ale naprawdę zdjęcia i muzyka znowu sprawiają, że ten film jest tak oryginalny i ciekawy. Nie wiedziałam, że występ polskiej grupy ludowej w czerni i bieli może mieć aż taki impakt, a miał! Scenariusz czasami wydawał się dość ckliwy i banalny, ale oprócz technicznych aspektów, całość poprawia jeszcze jeden ważny element - gra aktorska. Ja szczególnie zakochałam się w Joannie Kulig, która grając Zulę była tak bardzo nieodgadniona, niejednoznaczna, że po prostu fascynowała. Bardzo dobrze partnerował jej Tomasz Kot, tym razem jako rasowy artysta. Na dalszym planie miło było zobaczyć chociażby Agatę Kuleszę, która zręcznie kradnie dla siebie uwagę widza. Podsumowując, dla mnie perełka i na pewno będę czekać na kolejne filmy reżysera!

Moja ocena: 9/10


Oprócz tego widziałam dość sporo filmów, wypiszę może tylko te które polecam. Oto one:

  • Stań przy mnie (1986) - ekranizacja powieści Kinga, świetny dramat o nastoletnich perypetiach czwórki chłopców z małej, amerykańskiej mieściny, którzy wybierają się w intrygującą podróż. (7/10)
  • Deadpool 2 (2018) - kolejna część przygód niepoprawnego supebohatera nie zawodzi. Śmiechu w kinie było mnóstwo, akcja jest wartka i śledzi się ją z przyjemnością. (8/10)
  • Toni Erdmann (2016) - prawie trzygodzinny kandydat do Oscara dla nieanglojęzycznego filmu. Dla mnie dziwnie fascynujący, wspaniale zagrany, ze scenami, które nie potrafią opuścić widza na długo po seansie. (8/10)
  • Wyspa psów (2018) - najnowsza animacja Wesa Andersona to znowu wspaniały obraz. Ja akurat jestem fanką reżysera, więc prawie wszystko przyjmuję z miłością. Chociaż Fantastyczny pan Lis bardziej mi się podobał. (8/10)
  • Ostrożnie, pożądanie (2007) - grupa rebeliantów, próbująca zwalczyć okrutnego polityka w Szanghaju pod japońską okupacją, do tego bardzo specyficzny romans i mnóstwo dalekowschodniej kultury - oglądałam z przyjemnością. (8/10)
  • Avengers: wojna bez granic (2018) - o tym filmie już wszystko zostało powiedziane. Ja dodam, że zakochałam się całym serduszkiem (chociaż wcześniejsi Avengersi nie bardzo mnie porywali). Czekam na dalszy ciąg! (9/10)
  • Rejs (1970) - kultowy polski film, któremu do tej pory jakoś nie było ze mną po drodze. Ostatnio usiadłam, włączyłam i się zakochałam. Większość aktorów to amatorzy, mnóstwo improwizacji i wychodzi świetny obraz społeczeństwa. Trzeba obejrzeć! (9/10)


A Wy, co ostatnio ciekawego obejrzeliście?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka