poniedziałek, 27 czerwca 2016

Czerwcowy magiel filmowy

Narzekam na brak czasu w kwestiach pisania pracy magisterskiej. Później analizuję liczbę przeczytanych stron i obejrzanych filmów/seriali i już się domyślam gdzie ten czas się zgubił. To był dobry miesiąc pod względem filmów, zapraszam do krótkiego podsumowania.

Coś za mną chodzi (2014)
Z reguły nie oglądam horrorów. Na palcach jednej ręki mogę chyba wymienić te, na które jednak się zdecydowałam. Ten zapowiadał się na coś innego, polecany przez ludzi typu Urszula Antoniak, reżyserka ze świeżym podejściem do kina. Więc podjęłam się obejrzenia.
Jay (Maika Monroe) zaczyna być prześladowana przez Coś, co zostało przekazane jej za pomocą odbytego stosunku płciowego. Zjawa będzie za nią podążać i próbować ją zabić, chyba że Jay przekaże tę klątwę kolejnej osobie. 
Sam opis filmu mnie odpychał, obsada wyglądała raczej na nieznaną i taką z horroru niższej klasy. A okazało się, że to był świetny, niezależny film. Niektóre zdjęcia powalały, muzyka budowała ogromne napięcie i w połączeniu z tymi długimi ujęciami, najazdami kamery na dłonie sprawiała, że miałam gęsią skórkę. Były momenty kiedy nie mogłam patrzeć, bo się bałam. Nigdy nie zrozumiem fenomenu horrorów, ja się męczę tym strachem i spać później nie mogę, ale wiem, że dużo osób to lubi. Film ma niską ocenę na filmwebie, podejrzewam, że powodem jest rozczarowanie fanów gatunku. To jednak horror niezależny, który pod powłoką strachu ma zmusić do myślenia. My z Lubym wpadliśmy na porównanie całej klątwy do AIDS, ale czytałam jeszcze ciekawsze interpretacje tego filmu. Warto zobaczyć.

Moja ocena : 7/10
Z dala od zgiełku (2015)
Zawsze sobie obiecuję, że zacznę od czytania pierwowzorów, a później będę oglądać ich ekranizacje. Niestety, do tej pory to nie działa. Filmy za bardzo mnie kuszą, co nie znaczy, że nie przeczytam oryginału, bo to klasyk, który jest na mojej liście od dawna.
Bathsheba (Carey Mulligan) zostaje właścicielką dużego majątku ziemskiego. Jako przedstawicielka płci pięknej będzie musiała stawić czoła wielu przeciwnościom i krzywym spojrzeniom sąsiadów. Z czasem o jej uczucia starać się będzie trzech mężczyzn.
Jeżeli chodzi o filmy kostiumowe to zazwyczaj kupują mnie od początku. Wystarczy, że zobaczę piękne kostiumy, delikatną kobiecą urodę i postawnego mężczyznę, a już oglądam z wypiekami na twarzy. Fabuły Z dala od zgiełku nie znałam, więc tym bardziej wciągnęłam się w wir zdarzeń. Ludzie często narzekają, że filmy tego gatunku są nudne, ja jednak zadowalam się małymi rzeczami, spojrzeniami, dotykiem dłoni i jestem usatysfakcjonowana. Taka już ze mnie niepoprawna romantyczka. Dlatego możecie się nie zgadzać, ale mi film bardzo się podobał. Zdjęcia cudowne, postaci ciekawe, każda bardzo inna, do tego świetnie zagrana. Carey jest tak piękna, że nie mogłam od niej oderwać wzroku! Fanom filmów kostiumowych będzie się podobał.

Moja ocena: 8/10
Amy (2015)
Filmy dokumentalne oglądam raczej rzadko. Muszą być mi polecone, bądź dotyczyć zdarzeń lub osób, które skądś kojarzę. Amy to film, który łączy te dwa powody - dostał Oscara za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny, a panią Winehouse bardzo lubię słuchać. 
Obraz ten przedstawia życie gwiazdy, Amy Winehouse, która zmarła na skutek zatrucia alkoholowego. Zdobywała światową sławę, jednak przez nałóg straciła życie w wieku 27 lat. 
Przyznam, że jakieś trzy lata temu zainteresowałam się bardziej życiem artystki. Oglądałam materiały na YouTube, z koncertów, na których ledwo udawało jej się zaśpiewać. Pod wpływem alkoholu, narkotyków, wydawała się nieszczęśliwa będąc na scenie. Miło było uzupełnić sobie jej życiorys dzięki temu filmowi. Reżyser zdobył naprawdę wiele materiałów z jej życia, zdjęć, nagrań, wypowiedzi znajomych. Uważam, że wykonał bardzo rzetelną pracę. Całość była zgrabnie zmontowana, przebijanie jej piosenkami pozwalało przypomnieć sobie dlaczego była tak uwielbiana przez fanów. I po seansie można tylko stwierdzić, że szkoda takiego talentu. Dobrze, że możemy wrócić do jej piosenek dzięki wydanym płytom.

Moja ocena: 8/10
Niewinni czarodzieje (1960)
W moim filmowym wyzwaniu znalazł się podpunkt z filmem wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę. Myślałam, że padnie na Wałęsa. Człowiek z nadziei, jednak niechcący zdecydowałam się na Niewinnych czarodziejów (dzięki niezawodnemu TVP Kultura). 
Bazyli (Tadeusz Łomnicki) za namową swojego przyjaciela, Edmunda (Zbigniew Cybulski) zagaduje w lokalu intrygującą Pelagię (Krystyna Stypułkowska). Spędzają ze sobą całą noc, rozgrywając miłosną grę pozorów. 
Doceniam nowe filmy pana Wajdy, dotyczące ważnych wydarzeń z historii Polski. Jednak wciąż zaskakują mnie jego starsze produkcje. Tak jak pokochałam Kroniki wypadków miłosnych i Panny z Wilka, tak przepadłam dla Niewinnych Czarodziejów. Można się przyczepić do niesłyszalnych dialogów w porównaniu do podkładów muzycznych czy montażu, ale scenariusz jest po prostu cudowny. A cały ciężar filmu spoczywa na barkach dwóch głównych aktorów, którzy spisali się na medal. Pierwszy raz widzę w filmie młodego Łomnickiego i od razu zdobył moje serce. Młodzi grają ze sobą, chowają się za wymyślonymi postaciami, obawiają się naprawdę zbliżyć. Prowadzą długie inteligentne rozmowy, żeby za chwilę grać w podrzucanie paczki zapałek. Grać z uporem godnym osła. Całość jest przyswajalna niemal jak sztuka teatralna. Trzeba to zobaczyć!
Moja ocena: 8/10
 Lśnienie (1980)
Oprócz oglądania nowości, uzupełniania wyzwania filmowego, nadrabiam też światowe klasyki. Mam wiele docenianych filmów, których (wstyd!) wciąż nie widziałam. Wiadomo, czas ograniczony, a oglądam zazwyczaj to, co mogę znaleźć w telewizji. Na szczęście Lśnienie dość często jest emitowane, więc udało mi się nadrobić!
Jack (Jack Nicholson) podejmuje się pracy stróża hotelu, który jest zamykany na okres zimowy. Przeprowadza się do ogromnego domu wraz z żoną i synem. Odizolowanie negatywnie wpływa na ich życie, nie pomaga również makabryczna historia związana z hotelem. 
Znowu nie czytałam pierwowzoru. Wybaczcie, książkoholicy, ale tak już mam, że nie przywiązuję wagi, co będzie pierwsze. Na temat filmu trochę słyszałam, przede wszystkim tekst "Here's, Johnny" często był wymieniany wśród najbardziej znanych w kinematografii. Mimo wszystko nie wiedziałam czego się spodziewać. Tym lepiej się oglądało. Klimatyczny, z tajemnicą w tle, paranormalnymi zjawiskami i podłożem psychologicznym horror. Jednak największe brawa należą się Jackowi Nicholsonowi! Kupa dobrej roboty, był przerażający, wszystko co mógł wlał w tę rolę! Do tego mnóstwo świetnych kadrów, jak wylewająca się krew w pokoju, mały Danny jeżdżący na rowerku po korytarzach hotelu. Podobało mi się też budowanie napięcia - od początku spodziewamy się w którą stronę wszystko się potoczy i obgryzamy paznokcie w oczekiwaniu na najgorsze. Świetny film, teraz pozostaje nadrobić książkę!

Moja ocena: 8/10
Dziewczyna Piętaszek (1940)
W różnych zestawieniach filmowych Dziewczyna Piętaszek jest określana mianem jednego z najlepszych starszych filmów. Na dodatek scenariusz powstał na podstawie sztuki teatralnej, co idealnie wpisało się w moje wyzwanie filmowe.
Hildy Johnson (Rosalind Russell) postanawia odejść z pracy i rozpocząć nowe życie z wybrankiem. Okazuje się to nie być tak proste, ponieważ jej szefem jest jej były mąż - Walter (Cary Grant), który nie zamierza pozwolić jej łatwo odejść, jako partnerce i jako najlepszej reporterce. 
Przyznam, że czaiłam się na ten film od dłuższego czasu, a kiedy przeczytałam, że to jeden z dziesięciu ulubionych filmów Quentina Tarantino tym bardziej ostrzyłam na niego zęby. Dla mnie to przede wszystkim świetna komedia, która ma zawrotne tempo, szczególnie na tamte czasy. Nie ma chwili na nudę, wciąż pojawiają się zaskakujące wydarzenia, mnóstwo cudownych dialogów, a ponadto całość zagrana idealnie. Cary Grant wypadł cudownie w tej komediowej roli, oddałam mu serce od pierwszych minut. Rosalind wcale nie odstawała, szczególnie że jej rola bardzo mi się spodobała, to była taka pewna siebie kobieta, o wielu talentach. Dla mnie bomba i nie rozumiem narzekania wielu oglądających na chaos - o to w całości chodziło, żeby tempo nie siadało! Polecam, szczególnie fanom starego kina.

Moja ocena: 8/10
Sekrety morza (2014)
Mam nadzieję, że nie tylko ja jestem takim bzikiem na punkcie animacji. Naprawdę próbuję się powstrzymywać, ale nie ma chyba miesiąca, w którym nie obejrzałabym jakiejś bajki. I dobrze mi z tym!
Sirsza wraz z bratem udają się w magiczną podróż, podczas której dowiedzą się wielu faktów z przeszłości, dotyczących ich mamy.
Czy ja muszę mówić, że płakałam niemal od początku? Wielka ze mnie beksa, a do tego animacjom zawsze łatwiej wywołać u mnie łzy. A ta była naprawdę wyjątkowa. Miło zobaczyć, że są twórcy, którzy wciąż kombinują z kreską, nie idą na łatwiznę, nie korzystają z technik 3D, a tworzą coś tak pięknego jak Sekrety morza. Na dodatek w filmie poruszane są ważne kwestie rodzinne, więź między rodzeństwem, radzenie sobie z tragedią straty bliskiej osoby. Byłam zachwycona wszystkimi opowiadanymi historiami, postaciami znanymi z folkloru. Utrzymane to było w specyficznym klimacie, do którego idealnie pasowała przepiękna muzyka. Po prostu czuć tam Irlandię, ojczyznę reżysera. Tym bardziej mi wstyd, że wciąż nie nadrobiłam wcześniejszej animacji Tomma Moore'a Sekretu księgi z Kells, wiem że kreskę ma podobną.

Moja ocena: 9/10
Mustang (2015)
Ostatnio koleżanka chciała mnie wyciągnąć do kina na film bardziej niezależny. Odrzuciliśmy wszystko co grają w multikinach i wybraliśmy wrocławskie Nowe Horyzonty. Gdy tylko spojrzałam na repertuar od razu wiedziałam - chcę zobaczyć Mustanga!
Mała nadmorska miejscowość w Turcji. Pięć sióstr wychowuje babcia, podległa starym obyczajom i tradycjom. Kiedy pojawiają się plotki o nadmiernej frywolności dziewcząt, babcia i wuj postanawiają zmienić sposób ich wychowywania.
Spodziewałam się filmu skupionego na dojrzewaniu, takiego dość typowego coming of age movie. I początek taki trochę był. Jednak im dalej tym więcej otrzymywaliśmy zaskoczeń. Trudno sobie wyobrazić, że takie sytuacje nadal mogą mieć miejsce, że w Turcji wciąż spotkać można tak konserwatywne podejście. Wydawało mi się, że kiedy nic gorszego nie mogło się stać, reżyserka dorzucała kolejne kłody, leżące pod nogami dziewcząt. Ten film naprawdę trafia do człowieka, tym bardziej do kobiet. Nie potrafię sobie wyobrazić przedstawicielki płci pięknej, która nie będzie współczuła głównym bohaterkom. Szczególnie, że każda z nich wydaje się bardzo realna, za sprawą świetnego, bardzo naturalnego aktorstwa. Naprawdę wszystkie dziewczyny zagrały cudownie i przekonująco. Dodając do tego bardzo dobre zdjęcia, podbijające uczucia płynące ze scen (tak jak dmuchanie w celu zaparowania szyby niosące ze sobą piękną dawkę erotyzmu) muszę powiedzieć, że trochę szkoda, że ten film nie zgarnął jednak Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Ja bym na niego zagłosowała!
Jeżeli wciąż nie jesteście przekonani to dorzucę ciekawostkę, że reżyserka czerpała inspirację z filmu Przekleństwa niewinności. Oglądajcie, bo warto.

Moja ocena: 9/10


Oprócz tego obejrzałam:
  • Minionki (2015) - mam taką teorię, że im więcej części animacji tym gorzej i cóż, zazwyczaj się ona sprawdza. Minionki to słodkie stworzonka, w filmie było kilka zabawnych sytuacji, ale całość nie dorasta do pięt pierwszej części. (5/10)
  • Hotel Transylwania 2 (2015) - chciałoby się napisać "patrz punkt powyżej". Znowu kontynuacja, w której było wiele niedociągnięć. Oglądało się ją jednak przyjemniej, dzięki temu, że postacie były ciekawe (zielony żelek mnie kupił). No i mały Dennis to taki słodki dzieciak. Szkoda, że fabularnie siadło. (6/10)
  • Wiek Adeline (2015) - przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej. Przyjemne filmidło, bez większych emocji. Najbardziej podobał mi się chyba Harrison, który wciąż zaskakuje aparycją :D Blake zagrała dobre, scenariusz był w porządku, a i tak całość mnie nie porwała. (6/10)
  • Świat według T.S. Spiveta (2013) - obejrzałam dla nazwiska Heleny Bonham-Carter w obsadzie i Jeunet'a jako reżysera (to ten pan, który stoi za cudowną Amelią). Wyczuwa się ten klimat tworzenia filmu jak w Amelii, ale to po prostu kino familijne. Przyjemne w oglądaniu, ale nie zrobiło na mnie dużego wrażenia. Na pewno niesie ciekawe przesłanie na temat radzenia sobie ze stratą. (7/10)
  • Spartakus (1960) - a jego chciałam zobaczyć przez film biograficzny - Trumbo, o scenarzyście. Do tego za kamerą stanął Stanley Kubrick. Naprawdę film zrobiony z rozmachem, szczególnie jak na tamte czasy. Nie obyło się bez momentów nużących, ale całość oglądało się naprawdę dobrze. No i dziura w podbródku Kirka wygrywa wszystko! (7/10)
  • Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów (2016) - brakowało mi wizyty w multipleksach, więc postawiłam na nowego Kapitana Amerykę. I dobrze mi z tym. Kawał dobrego kina o superbohaterach, oglądało się z zaciekawieniem (nawet mimo tego że nie znaliśmy drugiej części Avengersów). (8/10)
To był naprawdę dobry miesiąc filmowy. A Wy, co ostatnio obejrzeliście?

Aktualizacja mojego wyzwania (możecie dołączyć do wydarzenia na Facebooku TUTAJ):

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka