Wrocławski festiwal Nowe Horyzonty jest z roku na rok coraz bardziej oblegany. Już po dwóch minutach od otwarcia sprzedaży biletów, nie było miejsc na niektóre seanse. Organizatorzy festiwalu robią wszystko, żeby zachęcić widzów i ściągają do repertuaru wiele świetnie zapowiadających się tytułów. W zeszłym roku byłam w kinie na około piętnastu filmach, w tym na ponad dwudziestu. Do tego dochodzi edycja online, na której wpadają dodatkowe seanse. Opiszę krótko moje ulubione filmy festiwalu – wypatrujcie ich w kinach!
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata
Radu Jude to nazwisko, które ekscytuje widownię festiwalu. Ja poznałam jego twórczość niedawno, przy okazji filmu Niefortunny numerek lub szalone porno. Bardzo mi się spodobał, mimo oglądania go na małym ekranie laptopa. Przy okazji Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata dziękowałam sobie, że wybrałam się na ten seans w trakcie festiwalu Nowe Horyzonty. Widownia stała się na chwilę jednością, wszyscy przenieśli się do samochodu głównej bohaterki i śledzili jej podróż ulicami Bukaresztu. Radu Jude prezentuje nam kino niemal dokumentalne. To dzień z życia młodej kobiety, która pracuje po 16 godzin dziennie, zbierając materiały do filmów na zlecenie dużej korporacji. Jej jedyną rozrywką jest nagrywanie wulgarnych tik toków o otaczającym świecie. Trudno we współczesnym kinie szukać tyle brutalnej prawdy, co u Jude. Chociaż opowiada o Rumunii, to równie dobrze akcję można przenieść do Polski. Reżyser rozlicza się z podziałem na bogatych i biednych, rysuje ciekawy obraz współczesnego feminizmu, pokazuje zakłamanie mediów, wyzysk pracowników. Wszystko to przedstawione z humorem, w sposób nieoczywisty i czasami wymagający. Zdecydowanie najlepszy seans festiwalu.
A Different Man
Temat wyglądu zewnętrznego kilkukrotnie się pojawił podczas tegorocznych Horyzontów. Chociaż w tej kwestii więcej szumu zrobiła szalona Substancja, mnie bardziej zaintrygował A Different Man. Sebastian Stan gra Edwarda, aktora ze zdeformowaną twarzą. Pewnego dnia po sąsiedzku wprowadza się kobieta, która pisze scenariusz do sztuki teatralnej. Oboje zaczynają spędzać ze sobą sporo czasu. W międzyczasie Edwardowi trafia się okazja nie do odrzucenia, w postaci eksperymentalnej kuracji.
Największą siłą filmu jest to, że nie kroczy wytartą ścieżką, bo reżyser ciągle nas zaskakuje. Sebastian Stan daje popis aktorstwa, którego po nim się nie spodziewałam. Ukryty za charakteryzacją tworzy bohatera kompletnego, nawet kiedy film przechyla się w stronę absurdu, idealnie radzi sobie z utrzymaniem postaci. Towarzysząca mu Renate Reinsve jest cudownie odpychającą, narcystyczną bohaterką i świetnie się w tej roli odnalazła. Pierwszy plan uzupełnia Adam Pearson, którego postać emanuje pozytywną energią. Patrząc jak wszystko mu się udaje, nie dziwi to, że Edward pogrąża się w mroku. A Different Man pokazuje, że zmiana zewnętrzna nie pomoże, jeżeli w środku czujemy, że jesteśmy pokrzywdzeni i odrzuceni przez społeczeństwo. Część filmu, której miejsce akcji ma za kulisami sztuki teatralnej, zdecydowanie pomogła w tym, żeby A Different Man znalazł się wśród moich ulubieńców.
Emilia Perez
Film, na który czekałam odkąd usłyszałam pochwały z tegorocznego Cannes. Właściwie wystarczyła mi informacja, że to dość niekonwencjonalny musical. Polecam iść na niego bez czytania opisu fabuły. Uczucie zaskoczenia historią podczas oglądania jest jego największą siłą.
Emilia Perez jest musicalem bardzo oryginalnym, który wręcz wykorzystuje to, co się zazwyczaj temu gatunkowi zarzuca. To prztyczek w nos dla wszystkich, którzy nie rozumieją dlaczego bohaterowie nagle zaczynają śpiewać. W filmie Audiarda nawet poważna rozmowa z lekarzem przekształca się w piosenkę.
Emilia Perez to gangsterskie kino akcji, ale w wersji kobiecej. Nie dziwi zatem, że nagroda w Cannes dla najlepszej aktorki powędrowała do czterech aktorek z tego musicalu. Na to wyróżnienie zapracowały przede wszystkim Zoe Saldana i Karla Sofia Gascon, które tworzą ekscytujący duet. Moim zdaniem na tym samym poziomie nie jest Selena Gomez (chyba po prostu jej postać wypada sztucznie) i Adriana Paz (ta rola była mocno drugoplanowa).
Trzeba też pamiętać, że to gratka przede wszystkim dla fanów musicali. Na Waszym miejscu obniżyłabym trochę oczekiwania i nastawiła się na coś świeżego w tym gatunku. Ja aktualnie czekam aż pojawi się soundtrack, bo w Emilii Perez jest kilka świetnych utworów.
Crossing
Crossing to opowieść o emerytowanej gruzińskiej nauczycielce, która wyrusza na poszukiwanie siostrzenicy, transkobiety Tekli. Zabiera się z nią młody chłopak, który marzy o wyrwaniu się do dużego miasta. Ta dwójka zawiera umowę. On pomoże jej w poszukiwaniach, służąc językiem angielskim. Ona opłaci mu podróż do Turcji.
Reżyser z czułością podchodzi do tematu – pokazuje, że możemy żałować swoich decyzji, przy których tak bardzo lubimy się upierać. Poszukiwanie krewnej staje się świetnym celem dla podręcznikowego kina drogi. Dwójka różnych bohaterów, którzy są skazani na swoje towarzystwo to utarty schemat, ale w rękach Akina wypada bardzo realistycznie. Ich relacja to siła napędowa filmu, powoli poznajemy ich lęki i nadzieje, widzimy czego żałują i do czego dążą. W pewnym momencie pojawia się w filmie równoległa narracja, pokazująca życie osób trans w Turcji. Ta wypada równie interesująco, znowu dzięki świetnie zbudowanej głównej postaci.
Crossing to bardzo czułe, prawdziwe, poruszające kino drogi. Dostarczy wzruszenia, a jednocześnie będzie trzymać w napięciu. Z jakim skutkiem zakończy się to poszukiwanie – musicie dowiedzieć się sami.
Królowe dram
Chciałabym ustalić jedną rzecz – Królowe dram to nie jest film dla każdego. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to film dla garstki osób. Jednak ta garstka będzie zachwycona.
To na maksa kampowe kino. Reżysera, Alexisa Langlois, można określić Johnem Watersem pokolenia milenialsów. Królowe dram to historia zwyciężczyni programu telewizyjnego, przyjmijmy, że odpowiednika Idola. Mia szybko staje się gwiazdą popu, a jej piosenki, sposób ubierania, nawet konkretne wydarzenia przypominają inną znaną piosenkarkę – Britney Spears. Historie dwóch gwiazd popu jednak się różnią. Zamiast Timberlake'a, jest Billie, liderka punkowego zespołu, w której zakochuje się Mia.
Cieszy oglądanie kina tak autorskiego z dużą ilością absurdu i zabawą schematami. Reżyser celowo wybiera bardzo intensywne podejście do tematu. Masa brokatu, różowych kolorów, słodkiego szczebiotania. Wszystko jest w filmie przesadzone. Pozostaje kwestia tego, czy się to kupi czy nie. Jeśli nie, to można nie wytrwać do końca seansu. Jednak w moim przypadku była to czysta frajda z oglądania. Piosenki po seansie nie chciały wyjsć z głowy, a jedną z nich nucę do dzisiaj.
Klasyki
Na festiwalu zawsze można złapać świetne seanse klasyki kina. W tym roku szczególnie przypadł mi do gustu Playtime Tatiego. Trafił w mój humor i zachwycił pomysłowością, bo to film bez fabuły, pokazujący dzień z życia miasta. Miłość po południu udowodniła, ze Rohmer potrafił tworzyć powolne kino, oparte na dialogu, którego ciągle chce się więcej. To był świetny obserwator relacji damsko-męskich. Obejrzałam też jeden film z retrospektywy Ôshima, czyli Śmierć przez powieszenie. Ten seans przypominał oglądanie teatru absurdu, już sam punkt wyjścia jest niespodziewany – mężczyzna skazany na powieszenie przeżywa. Z retrospektywy Tannera obejrzałam Jonasz skończy 25 lat w 2000 roku i to był strzał w dziesiątkę. Świetnie sportretowane życie kilkorga bohaterów, którzy dążą do ideałów, porzucają ślepe podążanie za społeczeństwem. Z klasyków wpadła jeszcze Cheerleaderka – czysta przyjemność z oglądania!
Filmowe nowości
Zaskoczeniem okazały się Koty z Gokogu. Wspaniały dokument, w którym reżyser umiejętnie sportretował życie kotów w małej świątyni. Przy okazji przyglądał się mieszkańcom, nie oceniając, po prostu oddając im głos. Podobał mi się również The Outrun o problemie alkoholowym młodej kobiety. Saoirse Ronan dała popis aktorstwa, ten portret bohaterki z jej problemami i próbą walki wypadł wiarygodnie. Jest w tym filmie trochę dłużyzn i może ta narracja z offu zaczyna przeszkadzać, ale uważam, że to był bardzo dobry seans. Nowy film w Sang-soo Honga, Potrzeba podróży, to zabawne, zaskakujące kino. Świetna Huppert w roli trochę odklejonej, ale bardzo intrygującej „nauczycielki” francuskiego. Moje ulubione ciasto to film ciepły, rozczulający serducho, ale ma okrutną końcówkę, która rozwala na kawałeczki ten piękny obraz. Wrócicie do siebie to ciekawa wariacja na temat komedii romantycznej, w której bohaterowie postanawiają świętować to, że się rozstają. Armand to przede wszystkim pokaz umiejętności aktorskich Renate Reinsve. Na koniec chyba najgłośniejszy film festiwalu, Substancja. Podobała mi się, chociaż ja horrory staram się omijać. Świetna, odważna kolorystyka, bardzo popowy klimat. Scenariusz też popisowy, w odważny sposób pokazuje pogoń za młodością, jak również ciężkie przeżycie przy pogodzeniu się z utratą sławy. Dość często zamykałam oczy, jak na body horror przystało, ma ten film sporo obrzydliwych scen. Jednak bawiłam się nad wyraz dobrze.
Rozczarowały mnie: Minghun (pomysł na fabułę ciekawy, ale scenariusz nie daje rady) i I saw the TV glow (momentami piękne zdjęcia, fajny klimat nostalgii, ale zbyt wydumane te dialogi, jakoś mnie znudził). Natomiast żałuję, że nie zdecydowałam się na Kneecap, ale będę polować w kinie.
Pozostaje czekanie na przyszłoroczną edycję!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz