wtorek, 12 października 2021

Nie tacy znowu superbohaterowie – seriale „Invincible” i „The Boys” (Amazon Prime)

Mamy modę na filmy o superbohaterach  to stwierdzenie już chyba nikogo nie dziwi. Najwięksi fani gatunku potrafią w nieskończoność rozmawiać o tym czy lepsze są dzieła DC czy Marvela, rozważać kto jest najsilniejszym bohaterem, ekscytować się wchodzeniem w kolejną fazę MCU, wyszukiwać specjalne easter eggi w kolejnych filmach i spokojnie czekać na sceny po napisach. Sama lubię te filmy oglądać, chociaż do fanów pewnie mi daleko, raczej traktuje tego typu kino jako przyjemną i niezobowiązującą rozrywkę. Schematów w takich produkcjach jest co nie miara, origin story każdego kolejnego superbohatera wygląda podobnie do jego poprzedników, antagoniści często mają niedostatecznie zbudowane podstawy i o wiele za często skupiają się na chęci zdobycia władzy nad światem. Twórcy próbują nad tymi kulejącymi elementami pracować, co na pewno zachęca do dalszego śledzenia poczynań gatunku. Jedyne co pozostaje niezmienne – nieważne czy historia jest oklepana czy skręca w bardziej oryginalną ścieżkę  wciąż po seansie widzowie wychodzą z kina z uczuciem uwielbienia czy też podziwu dla pozytywnego superbohatera z nadnaturalnymi mocami (nie mówię tutaj o origin story antagonistów, bo to trochę inna bajka). Dlatego tak bardzo doceniam dwa tytuły, do których dzisiaj postaram się Was przekonać.



Invincible (2021-)

sezony: 1

źródło

Na pierwszy ogień pozachwycam się tą szaloną animacją, do której scenariusz powstał na podstawie komiksu o tym samym tytule autorstwa Roberta Kirkmana (co ciekawe, autora słynnego The Walking Dead), którą obejrzeć możecie na Amazon Prime. Właściwie włączyłam ją dlatego, że po prostu lubię oglądać wszelakie baje o superbohaterach, czy tam w klimatach nadprzyrodzonych (w końcu kocham Smoczego księcia czy She-rę, mimo że jestem pewnie sporo za stara na tego typu tytuły). I chyba dlatego przeżyłam to cudowne zauroczenie Invincible, bo wcześniej zupełnie nic o animacji nie wiedziałam. Może od razu zaznaczę, że jeżeli to wprowadzenie wystarczy, to nie czytajcie dalej, tylko bierzcie się za oglądanie, bo wtedy przyjmuje się serial najlepiej.

Z opisu wynika, że Invincible będzie kolejnym origin story superbohatera. Głównym protagonistą jest tutaj Mark Grayson (mówiący głosem Stevena Yeuna, którego możemy znać chociażby z „Minari”). Siedemnastolatek w końcu zaczyna przejawiać supermoce i może zacząć trening pod czujnym okiem swojego ojca, najsłynniejszego obrońcy Ziemi, Omni-Mana (tutaj głosu użycza cudowny J.K. Simmons). No i z taką wiedzą człowiek ogląda sobie spokojnie pierwszy odcinek. Na początku dostajemy wszystko, czego byśmy oczekiwali: nastolatka z ambicjami do ratowania świata, ale borykającego się z typowymi dla wieku bolączkami, zdarzy mu się wdać w bójkę w szkole, zauroczy się dziewczyną ze swojego liceum, będzie się kłócił z rodzicami. Wszelkie podstawy gatunku coming-of-age zostaną tutaj odhaczone. I wtedy, pod koniec pierwszego odcinka, dostajemy niezłą bombę! Nagle nasze myślenie o serialu ulega zmianie, wiemy już, że to serial skierowany raczej do dorosłego widza i niekoniecznie to będzie standardowa historia dorastania kolejnego superbohatera.

Świetnie sprawdza się tutaj taka klasyczna kreska, animacja jest dynamiczna i pełna kolorów, daleko jej do mrocznego klimatu The Boys. Jednocześnie w tych jasnych i wyraźnych barwach tym mocniej oddziałują sceny brutalne, w świetle dnia okrutna śmierć potrafi zostawić człowieka w szoku. W ogóle zaskoczenia to mocny atut Invincible. Często się zastanawiamy po której stronie stoi dana osoba i czy jest opcja, że tę stronę zmieni. I nic tutaj nie jest pewne. Przede wszystkim jednak, Invincible to masa dobrej zabawy w świecie superbohaterów, na której trudno się nudzić.


The Boys (2019-)

sezony: 2

źródło

Z tytułem The Boys historia jest zupełnie inna. O nim po premierze było bardzo głośno w serialowym świecie i opowiadano o nim w samych superlatywach. Powstał na podstawie komiksów stworzonych przez Garth Ennis i Daricka Robertsona. Patrząc na zdjęcia i materiały promocyjne, wiedziałam że to może być serial dla mnie, ale wciąż nie mogłam się przemóc, żeby włączyć pierwszy odcinek. Chyba trochę bałam się, że będzie to mroczny i po prostu cięższy kawałek „rozrywkowej” telewizji. I cóż, taki właśnie był.

The Boys prezentuje wszystko to, czego fani produkcji o superbohaterach oczekują. Grupa postaci z super mocami, zwana Siódemką składa się z Maeve, wojowniczki mocno przypominającej Wonder Women, superszybkiego A-Traina, rozmawiającego z rybami The Deep, a na czele stoi Homelander, który jest takim połączeniem Kapitana Ameryki z Supermanem. Odziany w patriotyczne barwy, strzelający laserami z oczu, niepokonany blondas z uśmiechem i wciąż powielanym zdaniem: „Zapomnijcie o nas, to WY jesteście prawdziwymi bohaterami”. Jak szybko się przekonujemy, nasi superbohaterowie tak naprawdę są skorumpowani i brutalni, działają ponad prawem i wszystkie haniebne czyny uchodzą im płazem. Przykład: A-train pędząc przez miasto przebiega przez Robin, po której zostają jedynie ręce. Ręce, które w chwili śmierci trzymał jej partner, Hughie. I to właśnie to wydarzenie wprawi w ruch fabułę, bo Hughie w ramach zemsty zapragnie zrzucić supków z piedestału.

Wydaje mi się, że jeżeli miałabym wskazać na największy plus serialu to byliby to główni bohaterowie. Dawno nie widziałam na ekranie tak cudownie pokręconej postaci jak Homelander. Bohater, który jest uwielbiany przez tłumy, taki obrazek największego patrioty, a pod spodem ma tyle brudu, że ciężko go za tę grę przed kamerami nie kochać. Serio, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale na tę postać chce się patrzyć, mimo że za każdym razem powtarzam sobie, jaki to on jest nienormalny. Ekscytuje każda scena z jego udziałem, kocham jak jest zagrany, kocham jak jest rozpisany. Naprawdę to główny antagonista serialu, a ja mam nadzieję, że zostanie z nami jak najdłużej. Z drugiej strony mamy też Butchera, z którym niby sympatyzujemy, ale który też ma swoje za uszami. Jednak jego sposób bycia i zaangażowanie sprawiają, że świetnie sprawdza się jako przeciwnik Homelandera. Oprócz nich trudno nie polubić Frenchiego i tajemniczej supki, która dołącza do chłopaków. Niestety, rozczarowuje pociągnięcie wątku Hughiego i Starlight, po kilku odcinkach ich sceny zaczynają być mdłe i w drugim sezonie zdecydowanie obniżają poziom całości. Podsumowując, jest to tego typu serial, w którym kochamy jedne sceny, a rozczarowujemy się innymi, przede wszystkim z powodu występujących w danym epizodzie bohaterów.


Oba seriale wprowadzają powiew świeżości do gatunku produkcji o superbohaterach i chociaż wiele pomysłów mają podobnych, to wykonanie już mocno się różni. Brutalność jest na podobnym poziomie, sama właściwie za gore w ogóle nie przepadam, ale w przypadku tych dwóch seriali przymykam oko na ten przesadzony rozlew krwi. Wydaje mi się, że The Boys uderza jednak mocniej, bo to w końcu live-action, a nie animacja, ale pomysły w Invincible na powalenie przeciwnika też potrafią mocno wstrząsnąć. W kwestii postaci to The Boys może pochwalić się wspaniałymi głównymi bohaterami, ale wielu pobocznych jest nijakich, szczególnie ten wspomniany pomysł na poprowadzenie wątku Hughie i Starlight, który szybko się wytraca. Natomiast w Invincible brakuje słabych ogniw, nieważne czy mówimy o głównych bohaterach, czy osobach zupełnie pobocznych, a dodatkowo sporo jest tutaj postaci typowo komediowych. Oba seriale spełniają nadal funkcję „rozrywkową”, przepełnione są akcją i posługują się humorem (ten w The Boys jest o wiele bardziej mroczny, natomiast w Invincible dużo lżejszy, skupiający się na kreowaniu bohaterów, jak bliźniaków, kłócących się o to, kto jest czyim klonem). Innym ciekawym punktem wspólnym jest podejście do superbohaterów we współczesnym świecie, przepełnionym zachwytem nad mediami społecznościowymi. W tym wypadku o wiele głębiej temat eksploruje The Boys, w którym kilka memów potrafi zmienić miejsce supka w rankingu.

Jeżeli miałabym wybrać tylko jeden z tych tytułów, to mi bliżej do Invincible, przez to że oprócz rozważań na temat osób posiadających zbyt dużą władzę niż reszta społeczeństwa, jest także bardzo bliski codziennym rozterkom. Mark przechodzi kryzys tożsamości, musi zdecydować jakim człowiekiem chce zostać, a na dodatek ma niezwykle ciekawe relacje z rodzicami i równieśnikami. Oprócz tego oczywiście, całość jest dla mnie łatwiej przyswajalna niż na siłę mroczni The Boys. Chociaż zaznaczam, że na pewno będę kontynuować przygodę z obydwoma tytułami. I jeżeli czyta to jakiś fan DC czy Marvela  Was najserdeczniej zachęcam do zapoznania się z tymi serialami.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka