Początki pandemii sprawiły, że siedziałam zamknięta w czterech ścianach, co skutkowało oglądaniem sporej ilość seriali. Niestety, szybko się okazało, że większość z nich jest dość ponura i przygnębiająca, co w powiązaniu z przymusowym siedzeniem w domu łatwo doprowadzało do słabego samopoczucia. Także postanowiłam przerzucić się na coś lżejszego. Poniżej sklecona lista takich seriali, które niedawno widziałam, a potrafią mi humor poprawić, czy to za sprawą odpowiedniej dawki żartów, czy po prostu przez to, że wciągają w swój świat, sprawiając, że reszta przestaje się liczyć.
Co robimy w ukryciu (2019-)
źródło |
Serial, na który apetyt zrobił mi genialny film Taiki Waititiego o tym samym tytule. Pomysł dość szalony: współczesny mockument o życiu wampirów. Mogło wyjść różnie, ale tym razem przerysowanie, kicz i absurd doprowadziły do świetnego finalnego produktu. Tak jak w filmowym pierwowzorze śledzimy losy trzech wampirów i jednego sługusa. Trudno było sobie wyobrazić, że komuś uda się zastąpić Viago, Deacona i Vladislava, ale Nadja, Laszlo i Nandor to cudowna ekipa, a aktorzy pozwalają sobie na sporo szaleństwa i dzięki temu my bawimy się najlepiej. Naprawdę trochę się obawiałam, że powtarzanie pomysłu się nie sprawdzi, ale dzięki barwnym postaciom i mocno odjechanych zagraniach scenarzystów całość sprawia masę frajdy. Wystarczy wspomnieć, że jeden odcinek zawiera zjazd wampirów, a wśród nich m. in. Tilda Swinton (wampirzyca z Only Lovers Left Alive) i Evan Rachel Wood (wampirzyca z True Blood). Wspaniały pomysł dla ludzi śledzących wampiry w popkulturze. Do tego oryginalny pomysł z wprowadzeniem do serialu wampira energetycznego wypalił w stu procentach. Dwa sezony za mną, teraz pozostaje czekać na kolejne.
Jeszcze nigdy... (2020-)
źródło |
W przypadku Jeszcze nigdy... zostałam wzięta z zaskoczenia. Siedziałam sama w domu, przeglądałam po raz tysięczny Netflixa i jakoś ta nowość mnie skusiła. Włączyłam i połknęłam prawie cały sezon na jedno posiedzenie. Stworzony przez Mindy King, koncentruje się na życiu Devi, która niedawno straciła ojca. Mimo cięższego tematu całość ogląda się jednym tchem, a chociaż skierowany jest do młodzieży to wielu starszych widzów znajdzie w nim coś dla siebie. Przede wszystkim pełen ciepła i światła, przyjaźni i rodzinnego wsparcia. Sporo zabawnych sytuacji, przeplatanych z tematem radzenia sobie ze stratą. Przez serial prowadzi nas narrator John McEnroe, czyli gwiazda tenisa (dlaczego właśnie on, będzie wyjaśnione podczas oglądania), a robi to z dużą dawką luzu i wypada to naprawdę zabawnie. W jednym odcinku narrację przejmuje Andy Samberg, którego uwielbiam po Brooklyn 9-9. Co prawda, momentami bywa zbyt młodzieżowo, bolączki nastolatek, które szukają chłopaka, dla samego jego posiadania wydają się oklepane, a niektóre żarty zdają się nie trafiać, ale to wciąż najlepszy serial dla młodzieży jaki ostatnio widziałam.
O tym serialu już trochę pisałam, ale dorzucam do listy, bo niedawno pojawił się trzeci sezon i... serial dalej mnie kręci! Warto docenić trzy główne aktorki, które niosą całość na swoich barkach, a robią to z gracją i lekkością, której można im tylko pozazdrościć. Ich wątki się rozwijają, dostają nowe cele, pokonują nowe przeszkody, a ich droga w stronę kryminalnych zachowań nie chce się znudzić. Trochę to dziwne, bo same wątpliwości co do moralności zachowania są wciąż te same - dziewczyny od trzech sezonów starają się zejść z kryminalnej ścieżki, ale za każdym razem coś je na nią znowu przyciąga. To, co rozpoczęło się od potrzeby szybkiego zarobku i napadu na market, przeobraża się w pełnowymiarową nielegalną pracę na boku. Fabularnie Good girls raczej nie ruszają do przodu, zakończenie jest jakieś urwane i zawieszone, ale wciąż ogląda się go świetnie. Hendricks, Retta i Whitman to mieszanka wybuchowa i to dzięki nim całość potrafi sprawić tyle przyjemności.
RuPaul's Drag Race (2009-)
źródło |
Tak, oglądam sporo seriali, czekam na wiele kontynuacji, ale na nic nie oczekuje tak niecierpliwie jak na kolejny sezon RuPaul's Drag Race. To program, w którym kilkanaście Drag Queen rywalizuje o tytuł najlepszej i powiem Wam, że to po prostu kopalnia dobrego samopoczucia. Przede wszystkim konkurencje są bardzo zróżnicowane i zazwyczaj niesamowicie trudne. Queens muszą potrafić uszyć kieckę, zaśpiewać piosenkę, zatańczyć, a nawet poprowadzić własny standup czy odegrać rolę w musicalu. A to tak naprawdę tylko część konkurencji. Sam program ogląda się świetnie także ze względu na prowadzących i gości specjalnych, którzy oceniają poczynania uczestników. Dodatkowo, często będziemy mogli posłuchać zwierzeń w sprawie coming outu i reakcji spoełeczeństwa, co mnie osobiście niesamowicie wzruszało. Jeżeli chcecie zacząć tę przygodę, ale nie jesteście przekonani to chyba mogę Wam polecić, żeby pierwsze spotkanie przeżyć z sezonem czwartym bądź piątym. Ja oglądałam wszystkie, ale faktycznie te do trzeciego nie miały jeszcze takiej pary, takiego rozpędu jak kolejne, także mogą zniechęcić. Aktualnie poluję na obejrzenie wersji kanadyjskiej i piątego sezonu All Stars, jeśli wiecie gdzie można je zobaczyć to dajcie znać!
The Umbrella Academy (2019-)
źródło |
Miałam sporo do zarzucenia pierwszemu sezonowi The Umbrella Academy i kiedy znajomi piali z zachwytu to ja twierdziłam, że sporo im się udało (oczywiście mam na myśli całą stronę techniczną), ale znowu bohaterowie, ich historia i pokręcone postaci typu lokaj-małpa, raczej mnie nie przekonali. Z drugim sezonem miałam całkiem inaczej z jednego prostego powodu: zmieniłam nastawienie. Zamiast oczekiwać fabuły, która trzyma się kupy bądź rozwoju bohaterów przełączyłam się na chęć obejrzenia dobrego montażu i czerpania frajdy z pokręconych przygód jeszcze bardziej pokręconych postaci. I wyszło mi to naprawdę na dobre. Wiele momentów przypomina niemal teledyski, ścieżka muzyczna, montaż i zdjęcia znowu rządzą całością. Przeniesienie superbohaterów w czasie, ofiarowanie im kolejnego życia, w którym mogli wybrać kim są, jaką ścieżką podążą, sprawdziło się i dołożyło dodatkową ekscytację ze względu na oczekiwanie ponownego spotkania rodzeństwa. Także, nie uważam, żeby ten serial był wybitny, ale ogląda się go naprawdę przyjemnie.
Przyjaciele (1994-2004)
źródło |
Jest sporo seriali, które uwielbiam, które uważam za genialne, które sprawiły, że nie mogłam oderwać się od ekranu. Jednak jakimś sposobem do żadnego z nich nie wracam tak często jak do Przyjaciół. To właśnie ten serial, który zobaczony podczas przeskakiwania po kanałach sprawi, że zostanę do końca odcinka. Biorąc pod uwagę, że nie pamiętam dużej ilości przygód bohaterów robię sobie ponowne oglądanie i ... dalej mnie bawi. Postanowiłam, że tym razem obejrzę od początku do końca, bez mieszania, bo wcześniej oglądałam dość losowo na Comedy Central. W tym przypadku Netflix trzyma pieczę nad kolejnością. Perypetie grupki przyjaciół, z których każdy jest tak różny to niekończąca się karuzela uśmiechu i rozczulenia. Pozwala zrobić krok w tył. spojrzeć na swoich przyjaciół i docenić, że zawsze mam się do kogo zwrócić i po prostu mam dużo szczęścia w życiu. Tak naprawdę nie ma co więcej o nim pisać, kto go widział ten wie, że w poprawianiu humoru jest niezastąpiony. Jestem dopiero na początku drugiego sezonu, więc spokojnie będzie mógł mnie pocieszać przez dobrych kilka miesięcy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz