piątek, 21 kwietnia 2017

Okładki filmowe - ale po co to komu?

Przeglądając zdjęcia na Instagramie natknęłam się niedawno na tag z hasztagiem w stylu #okładkafilmowa. Spojrzałam wtedy na moją biblioteczkę i pomyślałam, że byłoby mi naprawdę trudno wybrać z niej książkę do niego pasującą. Mam awersję do wydań filmowych odkąd pamiętam. Może to dlatego, że zawsze byłam fanką jak najbardziej graficznie prostych okładek, a może po prostu odstrasza mnie cały marketing związany z zachęcaniem ludzi do pójścia do kina? Często bywa tak, że nie kupuję jakiejś książki tylko dlatego, że wydanie jest z fotosem z filmu (przykładowo zrezygnowałam z książki Z dala od zgiełku, bo liczę, że wydadzą ją w bardziej klasycznej formie). Natomiast gdy dowiedziałam się, że wznowią wydanie niefilmowe powieści Siedem minut po północy, to od razu dodałam ją do schowka. Rozumiecie więc, że nie potrafię zrozumieć dlaczego panuje ta moda na wydania filmowe. Byłabym w stanie przetrawić te okrągłe nalepki film już w kinach, ale po co od razu na okładkę wrzucać zdjęcie z filmu? 
Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania na ten temat, bo może są jednak osoby, które lubią tego typu wydania. Ja postanowiłam zrobić krok w tył, spojrzeć na temat z szerszej perspektywy i pokażę dzisiaj książki, których okładki filmowe są okropne bądź o wiele gorsze od pierwowzoru, ale także te, które takie złe nie są. Zapraszam!

Filmowe okładki-potworki

1. Charlie i Fabryka Czekolady, Roald Dahl

 Książka przeznaczona dla młodszych czytelników, której wciąż jeszcze nie przeczytałam, ale mam w planach właśnie ze względu na film. Niestety okładka po prawej dostatecznie by mnie odstraszyła i wolałabym nie mieć jej na półce. Udało mi się jednak dorwać wydanie znajdujące się po lewej stronie ze świetną grafiką i w kolorach przywodzących na myśl dzieciństwo. I na dodatek ilustrowane!

2. Gwiezdny pył, Neil Gaiman

 Gwiezdny pył czytałam lata temu, jeszcze kiedy byłam w liceum. Książkę miałam wtedy wypożyczoną i nawet nie pamiętam które wydanie miałam w rękach. Mogę tylko stwierdzić, że to filmowe w ogóle mnie nie pociąga. Postacie powklejane w Photoshopie kontra cudowna grafika od Dark Crayon ? Wiadomo, że chciałabym mieć na półce tę po lewej stronie! A że jeszcze swojego egzemplarza nie mam, to wiem w który się uzbroić!

 3. Inferno, Dan Brown

 Dana Browna czytałam jedynie Kod Leonarda da Vinci, też dość dawno. Jednak mój chłopak był przez długi czas jego fanem, dlatego Inferno w wersji po lewej stronie mam na półce. I na całe szczęście to, bo filmowe znowu odpychająco wygląda. Trochę jakby miał to być film akcji, a nie zagadkowy kryminał.

 4. Marsjanin, Andy Weir

 Czy ja tutaj muszę cokolwiek pisać? Kto z nas wolałby mieć na okładce ogromną głowę Matta Damona w kasku zamiast tej przepięknej, pomarańczowej okładki? Uważam, że to jedna z lepszych książkowych okładek. Mimo że znajduje się na niej zdjęcie astronauty, to wkomponowanie go w ten gradientowy odcień pomarańczy, od razu kojarzony z planetą Mars, działa na zmysły i przyciąga wzrok. Filmowe wydanie znowu odpycha i sprawiło, że wciąż książki nie mam na półce.

5. Osobliwy dom pani Peregrine, Ransom Riggs

Szczerze Wam wyznaję, że do tej książki przyciągało mnie przede wszystkim wydanie. W brudnych kolorach brązu, w twardej okładce, z licznymi, niepokojąco wyglądającymi zdjęciami w środku. Później powstaje film (którego swoją drogą wciąż nie widziałam, ale podobno nie ma szału) i na okładce ląduję kolorowa ekipa dziwaków. Historia od razu traci klimat, w który samo wydanie mogło wprowadzić czytelnika.

6. Papierowe miasta, John Green

No dobra, ta okładka niefilmowa też nie jest jakichś wysokich lotów, ale ja mam do niej sentyment. Zapewne dlatego, że świetnie komponuje się z resztą książek Greena, tworzą ładną serię na półce. Jednak na pewno mogę powiedzieć, że jest o wiele ładniejsza od tej po lewej stronie. Dwie ogromne twarze aktorów mają jedynie przekonać ich fanów do czytania, a do treści mają się nijako. Na pewno nie chciałabym mieć takiego wydania na półce.

7. Wielki Gatsby, F. Scott Fitzgerald

Jako że klasykę często wznawia się w postaci ekranizacji, to dostajemy też nowe wydania pierwowzorów. Niektóre nie są takie złe (jak Anna Karenina czy Z dala od zgiełku), ale zdarzają się niezłe potworki. Jak przykład zaprezentowany powyżej. Kilka postaci powklejanych w Photoshopie to nie jest dobry pomysł na okładkę. Szczególnie, że takie wydanie ma silną konkurencję, bo na rynku znajdziemy o wiele ładniejsze propozycje, jedną z nich jest ta po lewej stronie.

8. Złodziejka książek, Markus Zusak

To jest zdecydowanie wydanie, które najbardziej mnie boli. I może nie ze względu na zdjęcie z filmu, chociaż nie uważam go za dobre. Ale przede wszystkim dlatego, że wydanie książkowe jest jednym z najpiękniejszych w mojej biblioteczce. Prosty design na tle przypominającym kartkę zamoczoną w herbacie. Do tego zwykła czcionka i niewielka ilustracja. Nie ma tutaj co porównywać, wydanie niefilmowe po prostu miażdży.

Filmowe okładki, które dają radę

1. Anna Karenina, Lew Tołstoj

Wspomniana wcześniej Anna Karenina. Muszę powiedzieć, że nie przeszkadza mi to wydanie filmowe. Może dlatego, że nie widnieje na nim ogromne zdjęcie postaci, ale każdy z bohaterów ma tam gdzieś swoje miejsce. Na dodatek filmowe kostiumy, charakteryzacja i scenografia były cudowne, co widać na tej okładce. Ja jednak wciąż serce oddaję wydaniu po prawej, które sama czytałam i posiadam w rodzinnej biblioteczce. Ma w sobie więcej duszy.

2. Gra o tron, George R. R. Martin

Podejrzewam, że gdyby współczesny ilustrator zabrał się za okładkę Gry o tron to byłaby ona cudowna. Jednak wydanie po prawej ma już trochę lat, a kiedyś większość fantastyki wydawana była na jedno kopyto, właśnie z tego typu ilustracjami na okładce. Dlatego muszę stwierdzić, że wydanie filmowe (a raczej serialowe) jest w tym wypadku górą, bo fotos świetny, a tron na okładce jakoś bardziej pasuje do treści niż ten rycerz na koniu.

3. Jeden dzień, David Nicholls

 W tym wypadku sprawa jest dla mnie prosta - wydanie filmowe daje radę za sprawą świetnego fotosu. Ten pocałunek między Anne a Jimem elektryzuje nawet jako nieruchomy obrazek. Na dodatek przygaszenie kolorów i użycie tego błękitnego filtra sprawia, że człowiek nie jest bombardowany przez wiele bodźców (jak to było np. przy Wielkim Gatsbym). Ja na półce mam wydanie po prawej, które bardzo lubię i uważam, że pasuje do treści, ale w tym przypadku nie kręciłabym nosem na to filmowe.

4. Zanim się pojawiłeś, Jojo Moyes

 Przypadek książki Zanim się pojawiłeś przedstawia się trochę inaczej. Tutaj po prostu początkowa okładka była bez sensu. Chyba tego, czego najbardziej nie lubię na okładkach, są właśnie zdjęcia twarzy kobiet. Od razu kojarzy mi się to z literaturą niższych lotów, sama nie wiem dlaczego. Dlatego jakbym już miała wybierać, to w tym wypadku postawiłabym pewnie na wydanie filmowe, które też specjalnie nie zachęca.




Co o tym myślicie? Też stronicie od wydań filmowych? A może przeciwnie, nawet je lubicie?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach! :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka