*Siewca Wiatru*
Maja Lidia Kossakowska
*Język oryginalny:* polski
*Kategoria:* literatura piękna
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2004
*Liczba stron:* (w moim wydaniu) 651
*Wydawnictwo:* fabryka słów
"Cień jest w każdym z nas. I wszędzie, na każdym kroku, zawsze, gdy stajemy przed jakimś wyborem, musimy go zabić."
*Krótko o fabule:*
"Palą, piją, piorą się po pyskach, bywają w burdelach, mają niewyparzone gęby, cierpią "na samotność", są po naszemu pazerne.
Pan stwarzając świat, zapowiedział ostateczną walkę ze Złym. Nikt jednak oprócz Niego nie wie, kiedy Zły nadejdzie.
A potem Pan odszedł.
Archaniołowie podzielili się władzą, ale czy uda im się utrzymać nieobecność Pana w tajemnicy? Czy władza nie zniszczy ich, czy ocalą Jego dzieło i samych siebie przed Antykreatorem?"
*Moja ocena:*
Maja Lidia Kossakowska to prawdziwa artystyczna dusza. W swoim życiu chciała zostać reżyserem, lalkarzem, rzeźbiarzem i archeologiem. Okazało się jednak, że zobaczenie swojego tekstu w druku odcisnęło piętno i to literatura została jej uzależnieniem oraz sposobem na życie. Zabawnym faktem jest to, że męża znalazła również w tej dziedzinie - jest nim nie kto inny jak Jarosław Grzędowicz!
Mam mały sentyment do Żaren niebios, czyli opowiadań z uniwersum Kossakowskiej, bo recenzja tej książki jako pierwsza ukazała się na blogu. Pamiętam, że kilka z umieszczonych tam tekstów bardzo mi się spodobało, co jedynie zaostrzyło mój apetyt na więcej. Sięgnięcie po Siewcę Wiatru było tylko kwestią czasu.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to świetne wydanie, za co brawa należą się fabryce słów. Lekko utwardzana okładka, czerwona tasiemka, czytelny, duży druk i piękne szkice pojawiające się co jakiś czas na stronach książki. Muszę przyznać, że chociaż ogólnie nie oceniam lektury po okładce, to wymienione przeze mnie cudeńka na pewno wpływają na przyjemność podczas czytania.
Siewca Wiatru rozpoczyna się prologiem, który przedstawia historię jednego z głównych bohaterów - Daimona Freya. Dzięki tym pięćdziesięciu stronom dowiemy się dlaczego został on Abaddonem, Tańczącym na Zgliszczach, Niszczycielem Światów. Brzmi ciekawie, prawda? I takie właśnie jest. Naprawdę prolog podniósł poprzeczkę, przez co oczekiwałam kawała dobrej fantastyki. Niestety go nie otrzymałam.
Mój problem z tą powieścią był prosty. Autorka co kilkanaście stron wprowadzała nowych bohaterów i przenosiła czytelnika w inne miejsce. Tym sposobem nie mieliśmy możliwości zżyć się z którymś i z powieści wyszedł niemal zbiór opowiadań. Były momenty, które podobały mi się bardziej, jak historia Drop (anielicy stróża, w kategorii dziecięcej) i Drago (anioła-zabójcy do zadań specjalnych), jednak przetykane przynudzającymi historiami innych bohaterów nie miały możliwości zabłysnąć.
Fabuła była jak dla mnie za mało skomplikowana. Wydaje mi się, że z takiego świata przedstawionego można wycisnąć o wiele więcej. To co uważam za plusy powieści nie było dla mnie nowością, bo zauważyłam je już podczas czytania Żaren niebios. Na pewno świetnym pomysłem jest przedstawienie relacji Gabriela i reszty archaniołów z Lucyferem, wspieranym przez demony Głębi. Moim zdaniem było za mało tych ostatnich w powieści, jakoś oni wydawali się ciekawsi niż Ci dobrzy aniołowie. Szczególnie Asmodeusz, którego bardzo polubiłam w opowiadaniach, tutaj dostaje bardzo niewiele czasu. A szkoda.
Już trochę o bohaterach wspomniałam. Polubiłam Daimona Freya, który jest na pewno najbardziej rozbudowaną postacią w tej książce. Reszta nie miała na tyle rozwiniętej historii, żeby móc się wypowiadać na temat sympatii do nich lub jej braku.
Jeżeli chodzi o wątek miłosny Freya to również się rozczarowałam. Wydawał się wpleciony na siłę, coś przypominającego miłość od pierwszego wrażenia. Bardzo nie lubię kiedy to dzieje się w książkach i tak też było w tym przypadku. Pocieszający fakt jest taki, że autorka nie poświeciła tematowi związku Daimona zbyt wiele czasu. I dobrze.
Nie chcę jednak, żebyście myśleli, że to zła książka, bo tak nie jest. Po prostu przed lekturą powinnam obniżyć oczekiwania. Czytało się przyjemnie, autorka ma plastyczny styl, który pobudza wyobraźnię. Kuleje jednak kiedy chodzi o budowanie napięcia. W moim odczuciu - kiedy zaczynało się coś dziać, zaraz następowało spowolnienie akcji. Wynikiem tego był fakt, że podczas ostatniej bitwy, która miała pobudzić emocje byłam już trochę zmęczona lekturą.
Polecam ją jednak fanom fantastyki. Naprawdę warto zaznajomić się z tą lekturą i ja pewnie prędzej czy później sięgnę również po Zbieracza Burz. Nie spodziewajcie się arcydzieła i powinno się Wam spodobać !
"Ene due rabe,
Zjadł Głebianin żabę,
Żaba w brzuchu skacze,
A Głębianin płacze"