wtorek, 15 stycznia 2019

W skrócie o trzech książkach i trzech komiksach

Dzisiaj kilka krótkich opinii o książkach, które przeczytałam w zeszłym roku, ale nie zdążyłam zrecenzować :)


*Paper Girls 1-3*
Brian K. Vaughan / Cliff Chiang

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Paper Girls
*Gatunek:* sciece-fiction/fantasy
*Forma:* komiks
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* -
*Wydawnictwo:* Non Stop Comics

To tak nie działa, Mac. Bo kto umarł, ten nie żyje.
*Krótko o fabule:*
Brian K. Vaughan („Saga”, „Lost: Zagubieni”) napisał wciągającą, nostalgiczną opowieść zakorzenioną w latach 80., traktującą o trudach dorastania i ostatnich dniach prawdziwego dzieciństwa, a narysował ją Cliff Chiang, który nadał jej unikalnego uroku.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Lata 80te wydają się nam, konsumentom kultury, coraz ciekawsze. Najpierw świat podbił wspaniały serial Stranger Things, w którym jedną z mocniejszych stron był właśnie klimat minionych lat, a teraz czytelników zalały pochwały na temat Paper Girls, czyli komiksu, którego akcja ma miejsce w 1988 roku.
Udało mi się przeczytać trzy tomy i muszę przyznać, że bawiłam się świetnie. Czyta się go błyskawicznie, przygody czwórki głównych bohaterek wciągają i angażują. Charakter każdej z nich jest świetnie nakreślony i z czasem zyskuje nowych kolorów. Akcja pędzi niesamowicie, od pierwszych stron będziemy zaskakiwani i ruszymy w szaloną przygodę z dziewczynami. Nie wiem dlaczego, ale myślałam że to komiks bardziej obyczajowy, a tymczasem trafiłam na świetne science fiction. Do tego twórcy wydają się nie mieć hamulców i z tomu na tom pozwalają sobie na bardziej szalone zagrania.
Zachwyca również kreska i kolorystyka. To naprawdę przepiękne zeszyciki, te pastelowe kolory niezmiennie czarują. Także mamy taki pełen pakiet - cudowna historia, pełnokrwiste bohaterki z jajem, do tego pięknie narysowana otoczka. Komiks, który warto mieć na swojej półce.

Moja ocena: 8/10



*Siedem minut po północy*
Patrick Ness / Siobhan Dowd

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* A Monster Calls
*Gatunek:* dziecięca / młodzieżowa
*Forma:* powieść 
*Rok pierwszego wydania:* 2011
*Liczba stron:* 216
*Wydawnictwo:* Papierowy Księżyc

Opowieści to dzikie stworzenia - rzekł potwór. - Gdy je uwolnisz, kto wie, jakiego spustoszenia mogą narobić.
*Krótko o fabule:*
Jest siedem minut po północy, gdy trzynastoletni Conor budzi się i odkrywa, że za oknem jego sypialni czai się potwór. Jednak to nie tego potwora Conor się spodziewał – sądził, że odwiedzi go raczej ten z dręczącego go koszmaru, powtarzającego się niemal każdej nocy od dnia, kiedy matka chłopca rozpoczęła leczenie. Potwór z jego podwórka jest inny. Sędziwy. I dziki. I chce czegoś od Conora. Czegoś niebezpiecznego i przerażającego. Żąda prawdy.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Książka jakiś czas temu przeżywała swoje pięć minut sławy. Niemal wszyscy ją czytali, pojawiała się na wielu blogach, a nawet powstał film na jej podstawie. Film, który czeka na obejrzenie, bo postanowiłam sobie, że najpierw przeczytam pierwowzór. Kiedy zobaczyłam, że wznowią to wydanie graficzne od razu rzuciłam się do kupna. Moim zdaniem jeżeli posiadać tę książkę, to tylko w tym pięknym wydaniu, bo filmowe nie doskakuje mu do pięt.
Skoro już od tego zaczęłam - tę powieść można kartkować w nieskończoność. Uwielbiam wszystkie ilustracje, tę dynamiczną kreskę, mrok bijący z obrazków. Za szatę graficzną odpowiada Jim Kay, czyli ilustrator, który tworzy chociażby nowe wydania Harry'ego Pottera.
Co do samej książki to uważam, że jest naprawdę dobra. Czytało się ją z niegasnącą fascynacją, czekało na kolejne odwiedziny potwora i jego opowieści. Miała kilka mocnych fragmentów, chociaż przyznam, że nie wstrząsnęła mną tak jak niektórymi. Nie wylałam na niej morza łez ani nie uważam jej za arcydzieło. Wciąż jednak jest to pozycja, którą warto mieć albo podsunąć starszemu dziecku. Ma w sobie magię, która nie jest oczywista. Mimo, że to powieść dziecięca to nie będzie tutaj oklepanych postaci wróżek czy matek chrzestnych, a potwór, który przychodzi z chęcią pomocy. Świetny pomysł i dobra książka.

Moja ocena: 7/10



*Żałobne opaski*
Brandon Sanderson

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Bands of Mourning
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść 
*Rok pierwszego wydania:* 2016
*Liczba stron:* 412
*Wydawnictwo:* MAG

Ponieważ ludzie byli ludźmi i tylko jedno było pewne - niektórzy z nich zachowywali się dziwnie. Albo raczej, każdy zachowywał się dziwnie, kiedy okoliczności przypadkiem pasowały do jego osobistej odmiany szaleństwa. 
*Krótko o fabule:*
"Żałobne Opaski" to mityczne metalmyśli należące do Ostatniego Imperatora, wedle opowieści obdarzające posiadacza wszystkimi mocami, jakie miał do dyspozycji władca sprzed stuleci. Mało kto wierzy w ich istnienie. Oto jednak badacz kandra powraca do Elendel z rysunkami, które przedstawiają Opaski, jak również zapiskami w nieznanym języku. Waxillium Ladrian wyrusza na południe, do miasta Nowy Seran, by zbadać tę sprawę. Po drodze napotyka wskazówki, dzięki którym zaczyna w końcu rozumieć prawdziwe cele wuja Edwarna i tajnej organizacji zwanej Kręgiem.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Ach, panie Sanderson. Chciałoby się powiedzieć, że on nie umie mnie zawieść. Oczywiście finalna część tej trylogii jest wspaniała. Ma wszystko to, co kochamy w stylu autora i wykreowanym przez niego świecie Allomantów, Feruchemików i całej reszty.
Ponownie akcja nas intryguje, a od połowy ciężko nam już odłożyć książkę choćby na moment. Jakimś sposobem Sanderson znowu trzymał w rękawie asa, którego wyłożył pod koniec trylogii. Zawsze kiedy myślę, że niczego lepszego już nie napisze to ponownie mnie zaskakuje. A tutaj znowu wprawił serce w zachwyt. Szczególnie w momentach kiedy czułam, że inna część jego cosmere (uniwersum, w którym mają miejsce jego książki) zaczyna się pakować do tej pozycji.
Na dodatek w Żałobnych opaskach wracamy do tych wspaniale wykreowanych bohaterów, których pokochaliśmy w dwóch poprzednich tomach. A tego jeszcze mało! Każdy z nich nadal się rozwija i pozwala nam siebie bliżej poznać. W tym przypadku najbardziej zaskakuje rozwój sytuacji ze Steris, ale postać Wayne'a wciąż ma całe moje serducho.
Nie spodziewałam się też takiego finału wątku romantycznego! Kibicowałam drugiej stronie, ale właściwie stwierdziłam, że to (znowu!) oryginalnie, że Sanderson poszedł swoją drogą.
A co ja Wam będę paplać. Po prostu czytajcie książki tego autora, bo warto.

Moja ocena: 9/10


*mleko i miód*
Rupi Kaur

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* milk and honey
*Gatunek:* poezja
*Rok pierwszego wydania:* 2014
*Liczba stron:* 398
*Wydawnictwo:* Otwarte

musisz zbudować związek ze sobą zanim zbudujesz go z kimś innym. 
*Krótko o fabule:*
„Mleko i miód” to opowieści o miłości i kobiecości, ale też przemocy i stracie. W krótkiej, poetyckiej formie skrystalizowały się pełne cielesności emocje. Każdy z rozdziałów dotyka innych doświadczeń, łagodzi inny ból. Rupi Kaur szczerze i bezkompromisowo ukazuje kobiecość we wszystkich jej odcieniach, cudowną zdolność kobiecego ciała i umysłu do otwierania się na miłość i rozkosz mimo doznanych krzywd.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Książki Rupi Kaur leżały na półce w mojej domowej biblioteczce. Kiedy przyjechałam na święta, a wypełnienie wyzwania czytelniczego było zależne od punktu związanego z poezją to od razu wiedziałam po co sięgnąć.
Na początku mogę stwierdzić, że moja siostra dokonała dobrego wyboru przy kupnie książki - wydanie, które mamy jest dwujęzyczne. Niektóre z wierszy o wiele lepiej było przeczytać w oryginale, a inne warto było porównać. Świetny pomysł i brawa za to dla wydawnictwa. Kolejnym pozytywnym aspektem są rysunki, które znajdują się na kartach książki. Idealnie pasują do treści i naprawdę przyciągają wzrok. Także za wydanie - moje gratulacje!
Co do treści to mam mieszane odczucia. To na pewno bardzo kobieca poezja, która raczej trafi do przedstawicielek płci pięknej. Porusza tematy nam bliskie, nas dotykające i takie, z którymi bardziej się utożsamimy niż mężczyźni. Uważam też, że w bardzo subtelny, a zarazem dosadny sposób mówi o sprawach trudnych i bolesnych. Niektóre teksty są niesamowicie błyskotliwe w swojej prostocie. ALE. Z drugiej strony nie umiem się do końca zachwycać tymi kilkuwyrazowymi tworami. Czasami wierszem jest jedno zdanie, które nie było dla mnie specjalnie odkrywcze ani oryginalne. Bardziej przypominało poradę, jakąś sentencję motywacyjną / komentującą rzeczywistość. Dlatego - jest różnie. Mimo wszystko, warto mieć, warto przeczytać i przekonać się na własnej skórze.

Moja ocena: 6/10


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka