Jeffrey Eugenides
Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2002
Liczba stron: 608
Wydawnictwo: Sonia Draga
Dla Desdemony śmierć była jeszcze jedną formą emigracji. Zamiast płynąć z Turcji do Ameryki, tym razem będzie podróżować z ziemi do nieba, gdzie Lefty miał już obywatelstwo i trzymał dla niej miejsce.
Opis wydawcy
Obejmująca osiem dekad – i jedno niezwykle trudne dojrzewanie – powieść Jeffreya Eugenidesa jest świetną, całkowicie wyjątkową baśnią o skrzyżowanych rodowodach, subtelnościach płci oraz głębokich, nieczystych ponagleniach pożądania. Middlesex jest spełnieniem wielkiego talentu pisarza, uznanego przez Granta i The New Yorker za jednego z najlepszych amerykańskich powieściopisarzy.
Pierwszy raz o autorze usłyszałam przy okazji oglądania filmu Sofii Coppoli, Przekleństwa niewinności. Scenariusz do niego został napisany na podstawie debiutanckiej powieści Jeffrey'a Eugenidesa. Swoją przygodę z twórczością tego pisarza postanowiłam jednak rozpocząć od Middlesex, za którą w 2003 roku otrzymał nagrodę Pulitzera.
Middlesex to opowieść rozciągająca się na przestrzeni trzech pokoleń. Narratorem jest Calliope, znana później jako Cal – osoba, która „urodziła się dwukrotnie”, najpierw jako dziewczynka, a później, w wieku nastoletnim, jako chłopiec. Już od pierwszych stron wiemy, że mamy do czynienia z opowieścią o poszukiwaniu własnej tożsamości. Eugenides jednak nie ogranicza się jedynie do tego wątku. Jego narracja sięga głęboko w przeszłość, poszukując źródła genu, odziedziczonego przez Cala.
To właśnie ta wielowątkowość czyni Middlesex tak wyjątkową powieścią. Szczególnie wciągająca była dla mnie historia Desdemony i Lefty'ego – dziadków Cala. Autor zabiera nas w podróż do niewielkiej wioski, gdzie mieszkańcy zmagają się z brakiem perspektyw. Eugenides mistrzowsko opisuje dramatyczne wydarzenia, które bohaterowie zostawiają za sobą, oraz ich podróż ku nieznanej przyszłości.
Powieść imponuje rozmachem. Eugenides odważnie rozwija wątki poboczne, ale – paradoksalnie – główny temat książki wydaje się najmniej dopracowany. Historie z przeszłości – dziadków, rodziców, wujków Cala – są fascynujące. To żonglowanie różnymi opowieściami wychodzi książce na dobre. Niestety, gdy dochodzimy do punktu kulminacyjnego, momentu, w którym Cal staje przed najważniejszym wyzwaniem, fabuła przestaje fascynować.
Na uwagę zasługuje styl autora. Jego język jest obrazowy i sugestywny, pobudzający wyobraźnię. Autor dobrze radzi sobie z balansowaniem między realistycznymi i symbolicznymi opisami. Właśnie dzięki temu warto po tę książkę sięgnąć.
Simon Jimenez
Gatunek: science fiction
Rok pierwszego wydania: 2022
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: MAG
Życie zmieniło się, lecz nasza zdolność do absurdalnego okrucieństwa - nie.
Opis wydawcy
Kapitan statku, nieskrępowana czasem. Nieme dziecko, dźwigające brzemię niewyobrażalnej mocy. Tysiącletnia kobieta, dręczona przez życiowe błędy. W tej niesamowitej debiutanckiej powieści, spinające czas i przestrzeń w jedność, wszyscy ci samotnicy odnajdą w sobie to, czego im brakowało - własne miejsce, przepełnione miłością. Bezpieczną przystań, w której można zacząć życie od nowa.
Debiutancka powieść science fiction, Ptaki, które zniknęły, w zeszłym roku zyskała grono zagorzałych fanów. Choć rzadko sięgam po ten gatunek, liczne zachwyty i rekomendacje wzbudziły moją ciekawość.
Początek książki jest czarujący. Autor przenosi nas do zupełnie innego świata, a jednocześnie sprawia, że w krótkim czasie czujemy się jak u siebie. Głównym bohaterem pierwszego rozdziału jest Kaeda. Pewnego dnia na jego planetę przylatuje statek kosmiczny, dowodzony przez kapitankę Nię. Ich spotkanie staje się początkiem szczególnej relacji. Spędzają razem czas, po czym Nia odlatuje, wracając dopiero po kilkunastu latach. Dla Kaedy upływ tego czasu oznacza starzenie się, podczas gdy w świecie Nii minęło zaledwie kilka miesięcy. Cały rozdział opowiada o ich relacji, z której wyciągniemy wniosek, że ludzkie życie jest ulotne i przemija zbyt szybko. Co ciekawe, po tym rozdziale nigdy więcej nie wracamy do Kaedy, jakby jego historia była osobną nowelką. Tymczasem główną bohaterką reszty książki staje się Nia, która w pierwszym rozdziale zdawała się jedynie postacią drugoplanową. Jimenez z powodzeniem stosuje narrację z różnych perspektyw, dzięki czemu mamy okazję spojrzeć na wydarzenia i bohaterów oczami innych postaci.
Ptaki, które zniknęły to z jednej strony typowa powieść science fiction. Znajdziemy tu klasyczne motywy: niszczenie naszej planety, konieczność kolonizacji kosmosu, tworzenie nowego porządku czy selekcję tych, którzy wyruszą w międzygwiezdną podróż. Jednak Jimenez nadaje tej historii wyjątkowy wymiar, wplatając w nią refleksję nad człowieczeństwem. Dzięki temu książka staje się jedną z najpiękniejszych opowieści o odnalezionej rodzinie i pełnej emocji relacji między matką a dzieckiem – nawet jeśli więzy krwi nie odgrywają w nich żadnej roli.
Ostatecznie, Ptaki, które zniknęły mówią przede wszystkim o tym, co to znaczy być człowiekiem. Autor pokazuje jak nawiązane relacje wpływają na nasze życie i często kierują nim w nieoczekiwany sposób. Porusza również temat straty oraz sposobów, jak radzimy sobie z jej ciężarem. Choć początkowo książka nie do końca mnie przekonała, ostatnie strony czytałam już ze łzami w oczach. Finalnie, trafiła prosto do mojego serca i Wam też ją polecam.
Mitch Albom
Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2004
Liczba stron: 216
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Żadna historia nie jest oderwana od innych. Czasami historie splatają się ze sobą, a czasem pokrywają się wzajemnie, tak jak rzeka pokrywa kamienie.
Opis wydawcy
Eddie jest starszym człowiekiem, który przez niemal całe swoje życie pracował w obsłudze technicznej wesołego miasteczka na brzegu oceanu. Gdy pewnego dnia dochodzi do awarii, Eddie ginie, ratując małą dziewczynkę i dostaje się do nieba. Spotyka tam pięć osób, które w różnych okresach wpłynęły na jego życie. Każda z nich nauczy go jednej rzeczy, która pomoże mu zrozumieć sens jego życia i pogodzić się ze sobą.
Powieści z listy 100 najlepszych książek według dziennikarzy BBC rzadko mnie rozczarowują. Wyjątkiem od tej reguły okazała się Pięć osób, które spotykamy w niebie Mitcha Alboma.
Powieść jest krótka i rozpoczyna się od śmierci głównego bohatera, Eddiego. Trafia on do przedsionka nieba, gdzie spotyka pięć osób, z których każda ma mu przekazać ważną lekcję o życiu. Obok opisów tych spotkań znajdziemy również retrospekcje, które pozwalają bliżej poznać ziemskie życie Eddiego.
Niestety, sposób przedstawienia tej historii nie przypadł mi do gustu. Książka jest bardzo dydaktyczna i moralizatorska – autor nie pozostawia przestrzeni dla czytelnika na własne refleksje. Wszystkie „lekcje” są podane wprost, co sprawia, że brak tu miejsca na subtelność czy interpretację. Język również nie zachwyca. Dialogi często brzmią sztucznie, a wiele wypowiedzi sprawia wrażenie wymuszonych sentencji, które miały być poetyckie, a brzmią banalnie. Przykłady metafor, jak: „historie (...) pokrywają się wzajemnie, tak jak rzeka pokrywa kamienie” nie działają na wyobraźnię i nie poruszają.
Zawodzi również kreacja postaci. Przykładowo żona Eddiego, Marguerite, choć potencjalnie ciekawa, została przedstawiona powierzchownie. W książce kobiety zdają się być sprowadzone tylko do ról matek i żon, a ich motywacje nie wychodzą poza kwestie związane z rodziną. Szczególnie niepokojącą była dla mnie scena, w której pojawia się historia gwałtu – zaraz po niej autor apeluje o zrozumienie napastnika, co jest po prostu nie na miejscu.
Mitch Albom stworzył książkę, której celem było inspirowanie i przypomnienie o powiązaniach między ludźmi. Chciał ukazać, że za każdym poznanym człowiekiem, kryje się głębsza historia. Jednak robi to w taki sposób, że odbiera się to wszystko jako truizmy. Momentami krzywdzące i błędne. To było moje pierwsze i ostatnie spotkanie z jego twórczością.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz